48. Story-Telling

Kiedy o godzinie jedenastej wieczorem wsiadam do samochodu Justina, prawie nie mogę utrzymać otwartych oczu. I nie ważne jak dziwnie to brzmi, ale właśnie dzięki temu kocham go jeszcze bardziej. 
Dużo się dzisiaj działo. Głownie szukałam rzeczy, które w kolejności dodawałam do 'dlaczego kocham Justina' listy.
Osiem godzin temu, gdy leżeliśmy razem w łóżku po naszej... sesji, zaczęłam świrować przed decyzję jaką podjęłam i- w jakiś sposób, Justin zauważył, że nie byłam w najlepszym stanie psychicznym i postanowił odciągnąć na bok moje myśli. Pozwolił mi kierować w drodze powrotnej do Kalifornii, a na dodatek podtrzymywał rozmowę. Za to kochałam go jeszcze mocniej. 
Gdy dotarliśmy do LA, Justin nie zabrał mnie do swojego apartamentu tak jak myślałam, że to zrobi, z oczywistych powodów. Udaliśmy się na parter, do apartamentu przeznaczonego dla jego rodziny. Zjedliśmy razem lunch i bawiliśmy się z dzieciakami do siedemnastej, żeby zmęczone spały w samolocie w drodze powrotnej do domu. Byłam nimi tak zajęta, że ani razu nie pomyślałam o decyzji, którą podjęłam. Za to kochałam go jeszcze mocniej.
Po tym jak podrzuciliśmy jego rodzinę na lotnisko, Justin wciąż nie zabrał mnie do siebie. Udaliśmy się do domu Kylie, a kiedy zapytałam go skonsternowana, dlaczego nie wysiada ze mną z samochodu, on się tylko uśmiechnął i powiedział: 
- Zauważyłem, że ciągle o czymś rozmyślasz, a ja jestem na prawdę do bani w pocieszaniu ludzi, więc cokolwiek to jest, jestem pewien, że Mack poradzi sobie z tym lepiej, niżeli ja bym to zrobił. Po prostu zadzwoń kiedy będziesz chciała wrócić do domu.
Kiedy stałam tam tak oszołomiona, przesłał mi buziaka i odjechał. W tamtym momencie, kochałam go jeszcze jak nigdy.
Spędzałam czas z moją najlepszą czas aż to tej chwili. Rozmawiałyśmy godzinami, a ciężar, który spadł na moje ramiona, prawie zupełnie zniknął. Pozostała ostatnia rzecz, którą muszę zrobić. A mianowicie: muszę wszystko powiedzieć Justinowi. Już od dawna wiedziałam, co muszę zrobić, ale rozmowa z Mack sprawiła, że łatwiej mi było faktycznie przystąpić do działania. Sprawiła, że poczułam jakbym może, ale tylko może, nie odstraszyła go mówiąc jak bardzo niepewna jest moja przyszłość.
Zajmuję miejsce w samochodzie Justina i gdy o tym myślę, mały uśmiech rozciąga moje usta.
- Lepiej? - szepcze i jedno spojrzenie w jego stronę sprawia, że mam ochotę uścisnąć go tak mocno, że uszłoby z niego życie. W zamian przytakuję i w przypływie nagłego szczęścia, wypuszczam z siebie krótki chichot. Wyszczerza zęby w uśmiechu, a ja nie myślę dwukrotnie i przyciągam go do pocałunku. Kocham Cię.
- Możesz mnie teraz zabrać do domu - mówię naprzeciwko jego ust. Blokujemy ze sobą spojrzenia, a ciepło w jego oczach wysyła dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa. Hm, nie o to mi chodziło, ale nie będę narzekać. Mogłabym teraz wykorzystać trochę tej miłości.
Przyciska do mnie usta tylko na sekundę i odwraca się, aby patrzeć na drogę. Potrząsa głową i rusza w drogę. Świadomość powodu, dla którego odmawia nam obydwojgu, odmawia nam tego, czego pragniemy, rozdziera mnie pomiędzy kochaniem jego troski a przymrużeniem oczu.
Cokolwiek. W takim razie powiem mu dzisiaj. Pozostajemy cicho przez resztę drogi. W powietrzu można wyczuć napięcie, ale wtedy Justin kładzie rękę na moim udzie, a ja splatam nasze palce. Daje mi delikatny uścisk, a ja uśmiecham się do niego, zapewniając, że wszystko jest okej.
Kiedy wkraczamy do jego apartamentu, jest blisko północy. Wszystko o czym teraz myślę to położenie się spać i pozostanie w tym stanie do wtorku. Może tak zrobię. Może po prostu powiem mu jutro.
Kurwa, nie mogę zdecydować.
Nagle, nie muszę niczego decydować, bo kiedy usta opuszcza mi ziewnięcie, Justin prowadzi nie prosto do łóżka. Ledwo rejestruję, kiedy ściąga mi ubrania i pomaga założyć swoją koszulę. Następnie zamykam oczy i oddalam się w krainę marzeń. 

~*~*~

Rankiem, budzą mnie promienie słoneczne i irytująco znajomy ból w dole mojego brzucha oraz silne dudnienie w tyłu głowy, które przywracają mnie z powrotem do świata żywych.
Z mruknięciem, przewracam się na plecy i kładę dłonie na brzuchu, delikatnie masując skórę pod koszulą Justina.
Och cóż, chciał poczekać jeden dzień zanim znowu uprawialibyśmy seks. Załatwił sobie dodatkowy tydzień. Brawo dla niego.
Delikatnie, żeby go nie obudzić oraz aby niczego nie rozlać, jeżeli wiesz co mam na myśli, schodzę z łóżka i idę na boso do łazienki. Włączam prysznic i upewniam się, że zamknęłam drzwi zanim wchodzę do środka. Wyobraź sobie, że Justin wchodzi kiedy... Boże, nie mogę, to zbyt obrzydliwe.
Korzystam z czasu, relaksując się pod gorącymi kroplami masującymi moją skórę. Kiedy mam miesiączkę, takie prysznice zawsze pomagają. Zawsze biorę je dwa razy dłużej niż kiedykolwiek w miesiącu.
W reszcie słyszę ciche stukanie w drzwi i Justina, który mnie wola. Szybko kończę, wyłączając wodę, ażeby mógł mnie usłyszeć. - Wyjdę za kilka minut! -informuję go, w międzyczasie obwiązując ciało ręcznikiem. Odkrzykuje zwykłe 'okej', a następnie słyszę echo jego kroków kiedy oddala się od drzwi. 
Dziesięć minut później, które są osobistym rekordem, wychodzę z łazienki razem z obłokiem pary. Macham ręką przed twarzą, żeby odgonić opary i zauważam, że Justin jest wciąż w łóżku, wygodnie leżąc na pościeli, wyłącznie w parze koszykarskich spodenek, z laptopem na kolanach. 
- Dzień dobry - wita się ze mną szerokim uśmiechem, zapewne słysząc jak wychodzę z łazienki. Odpowiadam mu uśmiechem i rumienię się lekko, kiedy poklepuje miejsce obok siebie. Okrążam i wspinam się na łóżko. Podkulam pod siebie nogi i wtulam się w jego bok. 
- Co robisz? - pytam po cichu, skupiając oczy na pulpicie, na którym widnieje niesamowite zdjęcie plaży. - Czy to Baja? - dopytuję, rozpoznając małą łódź na linii horyzontu. Pamiętam jak krążyła na tamtejszych wodach, kiedy tam byliśmy.
- Yeah - odpowiada, nadal się do mnie uśmiechając. - Obudziłem się w wyśmienitym humorze i postanowiłem, że zrobię listę rzeczy, nad którymi muszę popracować, kiedy ty brałaś prysznic. Ale już jesteś, więc chodźmy coś zjeść. Umieram z głodu. 
Jakby na potwierdzenie jego słów, burczy mi w brzuchu, przez co obydwoje się śmiejemy. Odkłada na bok komputer i schodzimy z łózka, ja zaraz po nim. Wyciąga do mnie rękę i prowadzi do kuchni. Jest tak cholernie uroczy.
Chodzenie sprawia, że brzuch zaczyna boleć mnie troszkę bardziej, więc pytam go o tabletki przeciwbólowe. Justin marszczy brwi, ale natychmiast z szafki wyciąga opakowanie leków. - Boli cię głowa? - pyta podchodząc do mnie w białą tabletką i szklanką wody. Siada na stołku  i przyciąga mnie do swojego boku. Siadam na jego kolanach i wtulam się w nagą i ciepłą klatkę piersiową, która pomimo umięśnienia jest nad wyraz wygodna.
- Odrobinkę, głównie chodzi o mój brzuch - mówię i patrzę mu prosto w oczy, aby przekazać drugie znaczenie kryjące się za tymi słowami. Marszy brwi dosłownie przez sekundę, a następnie unosi je wysoko, otwierając szeroko oczy.
- Naleśniki? - pyta, a moje serce przyspiesza bicia przez uczucie, które do niego żywię. Pamięta! Aw! Przytakuję, przygryzając nieśmiało wargę, a on odpowiada mi sympatycznym uśmiechem. - Zaraz je zrobię. Potrzebujesz czegoś jeszcze? Mam jeszcze wolne, więc możemy spędzić cały dzień w łóżku. 
O Boże, czy on może być bardziej idealny niż w tej chwili? 
- Byłoby cudownie - mówię, a on uśmiecha się w dumie. Pochyla się i całuje moje czoło, usta, a następnie chwyta za moją talię i zsuwa z siebie, pomagając mi usiąść na miejscu, które przed sekundą zajmował. Podchodzi do lodówki, i wyciąga wszystkie składniki potrzebne do zrobienia naleśników. Nagle wygląda na naprawdę skupionego. Obserwuję go, podpierając głowę na dłoniach, a łokcie na blacie i myślę rozmarzona: jakim cudem stałam się taką szczęściarą.

~*~*~

Leżymy w łóżku aż dochodzi dwunasta w południe. Czuję się lepiej po tabletkach i jedzeniu oraz dzięki dłoniom Justina delikatnie masującym mój brzuch. Obecnie pokazuje mi wszystkie zdjęcia ze swojego laptopa i omawia mi szczegóły jego pracy; robiliśmy to godzinami ponieważ ma tam tysiące zdjęć. Nie miałam jaj, żeby powiedzieć mu to, co próbuję powiedzieć od wczoraj. I wiem, że muszę to zrobić, więc właśnie nadeszła odpowiednia chwila.
- Justin - wołam, wstydliwie przeszkadzając mu w wyjaśnieniach. Nie wydaje się, żeby go to zabolało. Najzwyczajniej się zamyka i na mnie patrzy ciepłym spojrzeniem, przybierając na usta jak na razie najsłodszy z uśmiechów jakie dotąd widziałam.
Tak jak wczoraj, przyciągam go do pocałunku i wyznaję w myślach, że go kocham. Muszę mieć pewność, że nie przeszkadza mu to, co za chwilę mu powiem, zanim wyznam mu swoje uczucia. Módl się za mnie!
- Muszę ci o czymś powiedzieć - mówię, i staram się brzmieć na prawdę poważnie. Natychmiast wyczuwa powagę sytuacji, dzięki Bogu. Prostuje się i patrzy mi prosto w oczy szukając odpowiedzi. 
- Co się dzieje? - pyta, kiedy niczego ze mnie nie wyczytuje, a ja zapewniam go, że to nic złego poprzez pocałunek. Rozumie i relaksuje się.
- Zdecydowałam się powiedzieć ci co stało się kilka lat temu - ogłaszam i natychmiast dodaję:
- Z moimi rodzicami - otwiera szeroko oczy, a ja przykładam palec do jego ust. - Proszę, pozwól mi opowiedzieć ci całą historię, bez przerywania, w porządku?
Całuje mojego palca i przytakuje. Uśmiecham się lekko i chwytam obie jego dłonie dodając sobie siły. Ściska je, uspokajając mnie odrobinę. Oblizuję usta i zaczynam.
- Nie wiem gdzie dokładnie zacząć, więc przejdę do sedna. Wiesz, że jestem adoptowana, prawda? Powiedziałam ci o tym w Baja - pytam i czekam na jego potwierdzenie. - W zasadzie chodzi o to, że moi biologiczni rodzice mnie nie chcieli i sprzedali mnie nielegalnej agencji, w której kupili mnie moi adopcyjni rodzice - Justin zapiera oddech ze zdziwienia, ale go ignoruję.
- Nie wiem jak znaleźli tą agencję, ale zgaduję, że byli nieźle zdesperowani, nie wiedzieli, że Jace urodzi się trzy lata później. Ale zaznaczmy, że nie powinni mnie kupować. Wiem, że to całkowicie, kompletnie nieetyczne, żeby kupować dziecko, ale moim rodzicom nie było przeznaczone posiadanie własnego dziecka. W pierwszych oznakach walki i zmagania się z wychowywaniem dzieci, byli samolubni i zostawili nas samych.
- Miałam piętnaście lat, kiedy gliny zjawiły się w naszym domu. Jace i ja byliśmy sami, nasi rodzice wciąż pracowali, a raczej tak też myśleliśmy. Prawda była taka, że uciekli przez to, że departament policji specjalizujący się w tych sprawach, odnalazł członka agencji adopcyjnej, który najwidoczniej musiał wydać kilka informacji na temat ich klientów. Moi rodzice byli tak przerażeni, bo wiedzieli, że pójdą do więzienia, że uciekli.
- Jace i ja zostaliśmy umieszczeni w domu dziecka, ale nasza ciotka Chloe, którą poznałeś, zaadoptowała nas tak szybko jak tylko było to możliwe. Zawsze byliśmy z nią blisko, plus to była najbliższym członkiem rodziny, więc policja do niej zadzwoniła. Trochę zajęło załatwianie tych wszystkich papierów, ale w kilka miesięcy później, oficjalnie stała się naszą matką. 
- Mój brat był dużo silniejszy ode mnie, dawał sobie radę w szkole, ale ja nie mogłam. Byłam tak cholernie zła. Jednocześnie wiedziałam, że miejsce mojej ciotki jest w Nowym Jorku, nie tu w Seattle, razem z nami. Więc rzuciłam liceum i zaczęłam pracować kiedy wyjechała.Tak szybko jak ukończyłam osiemnaście lat i mogłam zostać opiekunem Jace'a, ażeby nasza ciotka nie musiała zostawać, zostało mi wystarczająco miesięcy do końca roku szkolnego, aby zdobyła lżejszą pracę i wróciła do szkoły. 
- I to w zasadzie, jak przeżyliśmy do dzisiaj. Oczywiście ciotka wysyła nam pieniądze od czasu to czasu, ale to dlatego, że tak jej wygodniej, wiesz? Ja i Jace musieliśmy się sami nauczyć jak żyć na własną rękę. Na rodziców Mack też możemy liczyć, prawdopodobnie dlatego, że znamy się z Mack od wieków.
- To wszystko dotyczy mojej przyszłości - mówię i postanawiam się zatrzymać w tym punkcie, aby Justin mógł wszystko przetrawić. Aby sprawdzić, czy jest w stanie stwierdzić, dlaczego jestem przerażona. Patrzę mu prosto w oczy i prawie mogę zobaczyć zębatki działające w jego głowie, kiedy dodaje wszystko do siebie.
- Wow - wydycha, a moje serce bije coraz szybciej. - Nie wierzę ci. - Co?! - Jak możesz siedzieć tutaj taka spokojna, mówiąc o wszystkim co ci się przytrafiło, jakby to nie było nic takiego. W życiu nie mógłbym przejść przez coś takiego i wyjść na prostą. Mówisz, że twój brat był silniejszy, ponieważ ni rzucił szkoły? Cóż, wybacz mi, ale to ty jesteś tą, która odkryła całe do gówno związane z twoimi rodzicami. Gdybym był tobą, wykopałbym sobie głęboki dół i już nigdy z niego nie wyszedł. To ty jesteś tą silną. Jezu Chryste, jestem zszokowany. 
O mój Bóże. Jasna cholera. Tak bardzo go kocham. Nagle czuję jak coś słonego spada na moje usta i zauważam, że zaczęłam płakać. O Boże.
- Justin, nie rozumiesz o co chodzi. - mówię między spazmami płaczu, kiedy w moich myślach toczy się bitwa pomiędzy moją egoistyczna i masochistyczną stroną. 
Ciesz się tym, suko, moja samolubna strona się odzywa. Nie mów mu nic ze złych rzeczy. Jeżeli sam tego nie odkryje, będzie wszystko w porządku! Zatrzymasz go!
Ale muszę mu powiedzieć, masochistyczna strona kontratakuje, muszę być sprawiedliwa wobec niego.
- Chodzi o to, że jesteś najsilniejszą kobietą jaką znam i nigdy nie byłem bardziej dumny, mogąc cię mieć. Aurora, kocham cię. 
Co?! Jasna cholera. O mój Boże. Czy on naprawdę właśnie...? Kurwa, co mam zrobić?
- Nie! Nie możesz! Nie tak miało być! Nie mieliśmy się w sobie zakochać. Nie jestem dla ciebie dobra! - wyrzucam z siebie. Coraz więcej łez spływ po moich policzkach, a serce bije szybko przez przytłaczające szczęście i cholernie silny ból serca. Muszę mu powiedzieć.
- Justin, nie rozumiesz? Nie wiemy, co przyszłość może ze sobą przynieść. Wiem, że jest taka sama dla wszystkich, ale pomyśl, ja nawet nie mam dostępu do mojego genetycznego podłoża! Co jeżeli jestem chora i umrę jeszcze przed trzydziestką? Co jeżeli nie mogę mieć dzieci? Albo co jeżeli a choroba przejdzie na nasze dzieci? Kocham cię, Justin. I nie pozwolę, żebyś żył w takiej niepewności. Zasługujesz na coś lepszego. Zasługujesz na wszy-
Zanim zdążę dokończyć, Justin przyciąga mnie do gwałtownego pocałunku, a jęk opuszcza moje usta, kiedy miażdży mnie w silnym uścisku. Zostajemy w tym uścisku do czasu aż obydwoje nie tracimy oddechu. Wtedy odsuwa się ode mnie i patrzy prosto w moje oczy.
- Nie warz się kiedykolwiek wspomnieć o tym jeszcze raz, słyszałaś? Nie pozwolę, żebyś myślała o sobie w ten sposób. Nawet jeżeli którakolwiek z tych rzeczy okaże się prawdą, jakoś przez to przejdziemy. Razem. Kocham cię i najwyraźniej ty odwzajemniasz to uczucie, to wszystko czego potrzebujemy.
- Odwzajemniam - od razu mówię. - Kocham cię. 
Justin uśmiecha się dziko po wypowiedzeniu przeze mnie tych dwóch słów i przez chwilę czuję się tak szczęśliwa jak on. 
- W takim razie zapomnij o swojej głupiej teorii, bo nigdy się mnie nie pozbędziesz.

~*~*~

KONIEC
.
.
.
ŻARTUJĘ TAK, SPOKOJNIE NIE ZABIJAJCIE MNIE, NIE, TO JESZCZE NIE KONIEC. ALE POWOLI SIĘ DO NIEGO ZBLIŻAMY.

Polecam pod koniec włączyć sobie >>>> Let's Hurt Tonight <<<<
A że jestem taka dobra i wspaniała, podałam wam razem z linkiem. Poważnie, ja się wzruszyłam. 

A teraz
JAK WAM SIĘ PODOBAŁ ROZDZIAŁ? OSOBIŚCIE TO JEDEN Z MOICH ULUBIONYCH <3

ROZDZIAŁ NIE SPRAWDZONY, NIE BIJCIE JAK ZDARZĄ SIĘ BŁĘDY.

DO NASTĘPNEGO!!!